Aktualności z Facebooka
Pierwsza Wirtualna Przechadzka - dzień piąty: Sarbinowo - Dąbki
Ruszamy o ósmej. Przed startem Kuba zaprasza na jutrzejszą odprawę... dziś wieczorem. "Weterani" wiedzą dlaczego, debiutanci muszą uzbroić się w cierpliwość. Tym razem wspólne zdjęcie pstrykamy na promenadzie, bo nasza kwatera jest tak blisko morza, że nie zdążyliśmy się rozproszyć przed dojściem na plażę.
Rozpraszamy się za to niebawem po zrobieniu "fotki", bo część od razu schodzi nad Bałtyk, a część wybiera wariant lądowy. Przy leśnej drodze, przed wejściem do Chłopów, stoi tablica z nazwą miejscowości i znakiem ograniczającym prędkość do czterdziestu kilometrów na godzinę. Wspominamy, jak kilka lat temu, bodaj podczas Lutowego Spaceru, wszyscy mężczyźni uczestniczący w wyprawie ustawili się przed tymi znakami i poprosili o zrobienie zdjęcia. A potem cieszyli się, że na fotografii są chłopy przed czterdziestką, chociaż z metryk kilku pozujących wynika inaczej...
Z przyjemnością przechodzimy przez Chłopy, lubimy tę cichą, malowniczą, nastrojową miejscowość i nawet kilka nowych pensjonatów nie psuje jej uroku. Zatrzymujemy się na krótką sesję fotograficzną przy Szesnastym Południku i ruszamy dalej leśną drogą. Jeszcze dwa lata temu dukt był tu sympatyczny, gruntowy, teraz na całym odcinku leży asfalt, upstrzony piktogramami rowerów. No tak, z pewnością na dwóch kółkach wygodniej się jedzie po twardym, lecz przykro pomyśleć ile drzew tu wycięto, w imię ekologii tego środka transportu. I jak przy tym zeszpecono krajobraz.
Wchodzimy do Mielna, część ulega kuszeniu "Biedronki", część rozgląda się już za kawiarnią. Pora wprawdzie jest wczesna, lecz później może już nie być okazji. Na plaży zostają niedobitki, większość postanawia przejść przez miejscowość, bo nawet przed sezonem ma niepowtarzalny klimat... Disneylandu.
Wybór dalszej drogi jest trudny, bo i plaża jest piękna i deptak wzdłuż Jeziora Jamno malowniczy. Wybieramy deptak, bo część ekipy go nie zna, istnieje od niedawna. W Unieściu mijamy dom mieszkającego tu "długodystansowca", Wojtka. Zastanawiamy się, czy i tym razem spotkamy go malującego siatkę. A takich przypadkowych spotkań było tu już kilka. Żartujemy, że Wojtek nic innego nie robi, tylko wciąż maluje siatkę. Tym razem jednak ma chyba inne zajęcie. Przyglądamy się siatce. Wygląda na świeżo pomalowaną...
Trzy kilometry dalej, w miejscu, gdzie jeszcze niedawno szumiał las, stoi dziś gigantyczny hotel. Aż przykro patrzeć. I wąchać też nieprzyjemnie, bo wiatr przynosi tu zapach z pobliskiej oczyszczalni. Współczujemy gościom...
Mijamy oczyszczalnię i most na Kanale Jeziora Jamno. Większość schodzi na plażę, lecz kilka osób pochopnie wybiera rowerową ścieżkę, prowadzącą wzdłuż drogi. W Łazach usłyszymy co o niej myślą.
Ktoś woła: Zobaczcie, pingwiny! Pingwiny? Tutaj? Wolne żarty. Ale rzeczywiście, na stojącym w morzu falochronie namalowane jest stadko pingwinów. Wyglądają tak realistycznie, że można ulec złudzeniu. Nawet - również namalowana - mewa przelatująca nad nimi, rzuca z góry swój namalowany cień, jak prawdziwa.
Bałtyk z lewej strony? Zgadza się. Idziemy zatem w stronę Łazów. Długie etapy zawsze dzielimy na krótsze odcinki, tak jest łatwiej. W oddali widać wieżę, przy której zejdziemy z plaży.
W Łazach przerwa, siadamy przy stołach nieczynnej smażalni, pod domem Jarka Traczyka. Dawno, dawno temu, podczas Lutowego Spaceru, zaprosił wszystkich uczestników na obiad. Nie spotkamy się z nim, zmarł przed kilkoma laty.
Przed nami kilometry bezludnej plaży, pierwsze cztery - do Dąbkowic - musimy pokonać po piasku, nie mamy wyboru, bo po wydmach nie prowadzi żadna z legalnych ścieżek. Trochę nas to martwi, gdyż nad Bałtykiem zbierają się ciemne, deszczowe chmury. Na horyzoncie widać smugi opadów, wiatr się wzmaga. Rozpoczynamy wyścig...
Ulewa depcze nam po piętach, ale widzimy już pierwsze wejście do Dąbkowic. Wbiegamy po schodach, zastanawiając się co nas tu czeka. Dąbkowice są najmniejszą z nadbałtyckich osad, na stałe nie mieszka tu nikt. Nasze schody prowadzą na teren nieczynnego ośrodka. Nie raz już zdarzyło się, że nie można było tędy przejść, bo albo furtka wejściowa straszyła kłódką, albo brama wyjazdowa była zamknięta. Tym razem przechodzimy.
No dobrze, ale co dalej? Nawałnica pędzi za nami. W Dąbkowicach jest tylko jeden lokal, jedyny dach nad głową w okolicy - kawiarnia w ośrodku Mierzeja - o tej porze raz zamknięta, raz czynna. Jak będzie tym razem? Jest czynna! Bingo! Wpadamy do środka w pierwszych strugach deszczu. Wspaniale wygląda ta ulewa przez szybę, a kawa z ciastem smakują wyśmienicie.
Ostatnie sześć kilometrów, do Dąbek, idziemy leśną drogą. Przestaje padać, nad głowami coraz więcej błękitu, mokrą zieleń rozświetlają promienie słońca, śpiewają ptaki. Jest pięknie!
Dąbki, "Fregata". To jedna z naszych ulubionych kwater, najwygodniejsza. Duże pokoje, obszerne łazienki, olśniewająco białe ręczniki, szerokie łóżka, balkony. Jest też dobrze wyposażona kuchnia, lecz nikt z nas z niej nie korzysta, bo w Dąbkach mamy aż kilka "swoich" lokali. Dziś wybieramy Gospodę Pod Laguną, spotykamy się tam prawie wszyscy.
Dwie godziny mijają niepostrzeżenie, czas wracać na wieczorną - jutrzejszą odprawę. Gromadzimy się w holu, przy kominku, na parterze "Fregaty". Wspominamy bezcenne ciepło tego kominka witającego nas na zimowych wyprawach. Wspominamy też przemoczone buty Szymona, lekkomyślnie zostawione przy ogniu. Bo wprawie wyschły na pieprz, lecz skurczyły się przy tym o numer. I Szymon szedł w nich stąd aż do Ustki, gdyż etap był wówczas podwójny.
Wspomnieniom nie byłoby końca, gdyby nie Kuba proszący o ciszę. Zaczynamy odprawę. Jeszcze tylko drobna roszada, bo jeden z debiutantów zajął ulubione miejsca przewodnika - na najwyższym ze schodów - szybko więc zostaje sprowadzony do parteru, a ściślej: uprzejmie zaproszony na parter.
Dlaczego jutrzejsza odprawa jest dzisiaj? Bo jutro najkrótszy odcinek, tak zwany "rekreacyjny", niecałe 25 kilometrów, nie będzie więc wspólnego startu, można wyspać się i wyruszyć później. Kuba szczegółowo opowiada o trasie, dziś może rozwinąć skrzydła, bo nie przytupujemy niecierpliwie tak, jak przed porannym wyjściem. Uprzedza o gnieździe sieweczek na plaży w Bobolinie, prosi, by kosz, którym jest osłonięte obejść szerokim łukiem. Zbiera też zamówienia na jutrzejszą obiadokolację w ośrodku, w którym będziemy nocować. To jedyna z naszych kwater serwująca posiłki, więc wprawdzie w Jarosławcu mamy kilka sprawdzonych lokali, lecz zgłaszamy się wszyscy, z myślą o integracji.
A po odprawie integrujemy się w jednym z większych pokoi, wszak jutro nie musimy wstać wcześnie...
publikacja: 2020-05-13 08:00
Archiwum aktualności
2022: styczeń luty marzec kwiecień maj czerwiec lipiec sierpień wrzesień2021: styczeń luty marzec kwiecień maj czerwiec lipiec sierpień wrzesień październik listopad grudzień
2020: styczeń luty marzec kwiecień maj czerwiec lipiec sierpień wrzesień październik listopad grudzień
2019: styczeń luty marzec kwiecień maj czerwiec lipiec sierpień wrzesień październik listopad grudzień
2018: styczeń luty marzec kwiecień maj czerwiec lipiec sierpień wrzesień październik listopad grudzień
2017: styczeń luty marzec kwiecień maj czerwiec lipiec sierpień wrzesień październik listopad grudzień
2016: styczeń luty marzec kwiecień maj czerwiec lipiec sierpień wrzesień październik listopad grudzień
2015: styczeń luty marzec kwiecień maj czerwiec lipiec sierpień wrzesień październik listopad grudzień
2014: styczeń luty marzec kwiecień maj czerwiec lipiec sierpień wrzesień październik listopad grudzień
2013: styczeń luty marzec kwiecień maj czerwiec lipiec sierpień wrzesień październik listopad grudzień
2012: styczeń luty marzec kwiecień maj czerwiec lipiec sierpień wrzesień październik listopad grudzień
2011: styczeń luty marzec kwiecień maj czerwiec lipiec sierpień wrzesień październik listopad grudzień